Piotrek od małego kurczowo trzymał się wodzy fantazji. Matka wyciągała go
na obiad za nos z kolejnych ceglastych tomisk fikcji. Mały Piotr kolejne lata
nauki kończył piątką z przyrody, potem biologii. Amatorce krzyżówek, dumnej ze
swojego syna, od zawsze służył szeregiem nierozwiązywalnych haseł.
Wszedł w dorosłość jak z kopyta, a miał za sobą dopiero dwa sakramenty.
Świat mu przedstawiony zderzył się z jeszcze mniej realistycznym realnym
światem zastanym. Nie pamięta, by kiedykolwiek miał kontakt z ojcem, chwiejącym
się w pamięci, plotąc androny, odkąd padł był ofiarą Korsakowa.
Ten prędko wziął syna do galopu, fundując mu dzieciństwo na oklep.
Prowizorycznie poprowadził wątki: prezentów pod choinką, wczasów pod gruszą,
rozwoju zdolności interpersonalnych i ogniska domowego. Zamiast tego nauczył
syna: szybko spać, kilku grypsów, jak przepijać i nie sparzyć, i pić na wdechu.
Kiedy ojciec wyciągnął kopyta, Piotruś pierwszy raz odetchnął pełną
piersią. Dzieciństwo odeszło razem ze zmarłym i nikt mu tego nie odbierze.
Kolejne wątki pisała samotna w swojej męskości dorosłość. Wszystko było po jego
myśli i według zamysłu, bo tak być musiało.
Na Piotrku, a właściwie to na Panu Piotrku, żaden szablon nie leżał. Bez
kompleksów przyznawał się do braku parcia na szkło. Mógł pochwalić się tym, że
już jako gospodarny mężczyzna dochował z matką trzy podpalane krzyżówki
owczarków niemieckich, odnowił elewację oraz wyremontował piwnicę i instalację
gazową.
Zdawał na studia, kiedy był na to czas. Kiedy spróbował polskiego
szkolnictwa wyższego, uznał je za zbędnie stresujące i wyłączył z diety. Żył w
ten sposób: bez odwołań do tego, co odeszło i marzeń o tym, co przyjdzie.
Marzenia zostawmy marzycielom, zapomnijmy o tym, co było i róbmy co się da.
Nie ma co opowiadać, szkoda język strzępić. Było? Było. Jakoś to będzie, a
póki co jest to, co teraz jest.
Roman Boryczko
Bogusław Bachorczyk, Pocałuj mnie w pierścionek, 2010, technika mieszana na płótnie, 30 x 50 cm |