Historia Lin
Lin miał dwie lewe ręce i jedną wyrastającą jakby z pleców. Dla ułatwienia
nazwiemy ją „prawą”. Dzięki temu mógł więcej niż normalni (a właściwie to
normalne, bo był „serce, nie człowiek”) ludzie (serca). Mógł wszystko prędzej,
bo miał trzy ręce.
Nasz wietnamski bohater rozbrajał spojrzeniem, niespotykanym fizis, które
przewyższało inne kształtem, a w pewnych miejscach prze-szerzało, bo z twarzy
był bardziej klepsydrzasty niż zwyczajny okrąg, latawiec, czy gruszasty; a w
talii jak w klatce – miał to po ojcu.
Skupiał się przede wszystkim na doznaniach słuchowych; na węchowych mniej,
a najmniej na smakowych; na wzrokowych wcale, bo nie mógł – w miejscu oczodołów
nic mu nie wyrosło. To też dostał po ojcu, chociaż ten akurat słynął z sokolich
oczu, o ironio, służąc w grupie, w której nota bene większość nie myślała
strzelać inaczej niż z biodra.
Lin taki się urodził i takim należało go akceptować, póki żył – był
Wietnamczykiem podatnym na nowotwory. Na zachodzie (np. w Zjednoczonym
Królestwie) mógłby dłużej przeżyć. Na jeszcze dalszym zachodzie – ale bliższym
mu wschodzie (tj. w Stanach Zjednoczonych) – niejeden Forrest będący w podobnej
sytuacji dumnie swoje przeżył. Ojczyzna odpowiednio rzetelnie uczyła szacunku
do życia.
Strukturalny analfabetyzm odziedziczył po przodkach po dioksynach. Miał
dwie wspomniane lewe ręce, a rozwiniętej wstęgi „prawej” nie wieńczyły palce.
Zresztą nie przeszło mu przez myśl tak siebie traktować. Nie mógł pisać, to nie
mógł. Znajdzie się ktoś, kto to wszystko odtworzy; albo się nie znajdzie –
mniejsza o większość, gdy idzie o życie.
Historia dziecka spłodzonego gwałtem w jednym z
wypalonych napalmem lasów poruszyłaby każdego. I to nie tyle zbyt naiwne, co
geograficznie ciężko osiągalne – po prostu wejść tam, porozmawiać i nagrać
materiał. Aby opisać coś okrutnie rzeczywistego, nierzadko potrzeba trochę
fikcji, trochę zmyślić. A kiedy okazuje się, że życie dorównuje
nierzeczywistością fikcji, wtedy można się łatwo odczarować: bańka twojego
twórczego zaangażowania o zmiennej aktywności w problemy n-tego świata rozbija
się o statystyczną nieistotność twoich akcji.
Roman Boryczko
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
|
Olaf Breuning, Bez tytułu, 2006, ołówek, 25 x 15 cm |
Projekt Podzielmy się Kolekcją! w ramach programu Otwarta Przestrzeń Sztuki. Edukacja kulturalna w Bunkrze dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz