Tomek
jest studentem inżynierii środowiska. Jego ojciec, Mieczysław, lekarzem i
zarazem radnym gminy (dziadek dotarł był na sam szczyt drabiny kariery
rodzimego sołectwa). Jego żona, Gośka, matka Tomka, piastuje obecnie urząd
brzemiennej księgowej w banku spółdzielczym. Wszyscy zawodowo podejmują ważkie
decyzje. Nadają znaczące szlify. To u nich rodzinne.
Tomek
jest Zadowolonym Ze Swoich Studiów, rodzice też. Matka akurat żadnych nie
ukończyła, ale – jak to określa – „jakoś żyje”. Natomiast ojciec szczególnie
dobrze wspomina okres niezdrowej edukacji i życia w akademiku. Życie w stadzie
było wtedy na czasie i zgodne z prawem.
A
najbardziej z lewem.
Tomek
szczególnie zajmuje się tym, co lubi, rodziców to cieszy. Odzyskują wtedy czas,
który stracili na tych wszystkich zebraniach. Matka bywała, bo miała przydział
w kadrach, ojciec brał wtedy dyżury. Biedny uwierzył w to wszystko na amen.
Nikt by nie uwierzył, że będzie coś po tym! Niech będą pozdrowieni Ci, co nie
widzieli, a biedni bogatymi.
(A
teraz pełni wiary, razem z Tomkiem, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Wypada się
zastanowić, co nam przyjdzie po tym?)
Tomek
znalazł sobie dziewczynę. Odnaleźli się w wielkim mieście, w tym mniejszym z
dwóch najważniejszych nad Polską tętnicą. Teściów Tomka cieszy, że ich córka
oczarowała sobie Śledzika, kiedy jeszcze był szczawiem.
Ale
to trzeba było wyjeżdżać?
Roman Boryczko
![]() |
Marcin Maciejowski, Lekarz powiedział..., 2001, olej na płótnie, 97 x 124 cm |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz