sobota, 28 grudnia 2013

Tomasz Dobiszewski DESYGNATY ciąg dalszy

Zbliża się 2014 rok, a wraz z nim wystawa Tomasza Dobiszewskiego Drobne nieobecności. Zachęcamy do poczytania więcej na temat pracy Desygnaty, która w grudniu pojawiła się w Kolekcji Bunkra, a którą również będziecie mogli zobaczyć na styczniowej wystawie. Wernisaż już 16 stycznia!



Krzysztof Siatka: Skąd pomysł, aby tradycyjną okrągłą dziurkę obiektywu zastąpić otworem w kształcie słowa?
Tomasz Dobiszewski: Naturalną konsekwencją każdego eksperymentowania jest wykonywanie za każdym razem jednego kroku dalej (śmiech). W swoich działaniach nie zachowuję się konsekwentnie, przynajmniej w kwestii formy czy medium. Najważniejsza dla mnie jest idea, dopiero potem szukam najbardziej adekwatnego narzędzia do zrealizowania danej pracy. Twórczość jest dla mnie swoistym laboratorium, polem do eksperymentowania, testowania, nakłuwania. Sprawdzam, czy potrafię zwizualizować sobie, lub zrealizować in praxis, wymyślone przez siebie idee. W dość krótkim czasie po realizacji kolejnego pomysłu sięgam po następny, nie tylko dlatego, że poprzedni zaczyna mi się nudzić, lecz dlatego, że szukam czegoś następnego, czegoś wartego uwagi, co jest w stanie w danym momencie mnie porwać, a czego jeszcze wcześniej nie robiłem. Nie chcę malować przez całe życie jednego obrazu (śmiech).
W przypadku fotografii otworkowej spotkałem się z różnymi formami i kształtami otworów (na przykład prace Thomasa Bachlera z cyklu „Pixel Trees”, które do złudzenia przypominały rozpikselowany obraz cyfrowy, a wykonane zostały w sposób analogowy przy użyciu otworka w kształcie kwadratu), nie spotkałem się natomiast z obrazami wykonanymi z liter. Na początku wykonałem alfabet z obiektywów, ale po pierwszych próbach, z których nota bene byłem zadowolony, doszedłem do wniosku, że nie chcę stworzyć typowego elementarza, dlatego też skupiłem się na użyciu całych wyrazów, pojęć, zdań – to one tak naprawdę nadają sens obrazom. Poza tym słowo ma sprawczą moc, to, co nazwane – istnieje, a to, co nienazwane – nie (śmiech).
Jaką rolę w twojej pracy odgrywa tradycyjna analogowa technologia? Wykorzystałeś aparat wielkoformatowy, negatywy 8×10”, zamawiałeś specjalne obiektywy, sam wykonywałeś odbitki srebrowe. Czy nie prościej było sięgnąć po poręczną lustrzankę cyfrową?
Fotografia otworkowa ma w sobie magiczną moc powrotu do początków fotografii, ale nie traktuję jej jako ucieczki od stechnicyzowanego, doskonałego obrazu cyfrowego, którym sam posługuję się dość często. Może noszę w sobie jeszcze ułudę, że istnieje coś takiego jak prawdziwy, niezapośredniczony, niezmanipulowany obraz (śmiech).
Konstruując aparat i korzystając z techniki analogowej, chciałem przez to wskazać, iż efekt końcowy nie jest przetworzeniem cyfrowym, lecz dokładnie tym obrazem, który widziała kamera z obiektywem w kształcie napisu. Duży format ma niesłychaną plastykę obrazu, ponieważ światło pada na znacznie większy fragment powierzchni światłoczułej. Nadmuchiwanie, czyli powiększanie obrazu z małego, średniego czy nawet z wielkiego formatu, zabiją tę plastykę. Z drugiej strony, użyłem przecież dość drogich materiałów światłoczułych, których, ze względu na wielkość, używa się raczej do wykonania jak najbardziej technicznie ostrych i poprawnych fotografii. Ja natomiast wykorzystałem je przekornie do wykonania obrazów, które (co wiadome było od początku) doskonałymi technicznie nie będą.
Czy twoim zdaniem, patrząc na świat, widzimy to, co chcemy lub możemy zobaczyć? Czy interpretacja jest nazbyt zapośredniczona przez zestaw pojęć, którymi dysponujemy? Zdaje się, że cykl „Desygnaty” to prace mówiące o niemocy wyrwania się ze schematów myślenia?
Przede wszystkim, patrząc na świat, widzimy to, co już wiemy. Oko widzi feerie poruszających się plam barwnych, ale to mózg informuje wzrok o tym, co uważa za ważne, a co nie. Jeśli nie jesteśmy w stanie dokładnie czegoś zobaczyć, zainicjowana zostaje akcja poszukiwawcza w mózgu. Patrzenie jest od nas niezależne, a to nasz umysł działający na zasadzie skojarzeń szuka tak naprawdę tego, co wiemy o świecie, czego wcześniej doświadczyliśmy. No chyba że zamkniemy oczy. Ale wtedy jawią nam się powidoki lub wizje hipnagogiczne, które jednak też są obrazami, podlegającymi interpretacji mózgu.
Powtarzając za Ferdinandem de Saussure’em, rzeczy nienazwane nie istnieją, więc jeśli coś postrzegamy, nasz umysł to rozpoznał, nazywał. Interpretacja zawsze będzie opierała się o powstały wcześniej zestaw pojęć. Jeśli powiem do ciebie „pies” lub „krzesło”, twój umysł będzie odwoływał się do pamięci, do przedmiotów, które ty widziałeś, których ty sam doświadczyłeś. Każdy z nas będzie odwoływał się do innego desygnatu.
Cykl „Desygnaty” jest pracą przekorną. Słowo-obiektyw nie rejestruje określającego go przedmiotu, nie rejestruje swojego desygnatu. Patrząc na obraz, który zawiera w sobie jakiś dowolny wyraz, nasz umysł przeskakuje często pomiędzy interpretacją obrazu a odczytaniem umieszczonego w nim słowa. W głównej mierzę moim zamierzeniem było sprokurowanie pewnego konfliktu, jaki może zrodzić się w umyśle odbiorcy: na ile tak naprawdę w obrazie będzie ważne użyte w nim słowo, a na ile istotny będzie sam obraz?
Myślę, że nie pomylę się znacząco twierdząc, że obrazowanie jest formą nazywania. „Naświetlając słowem”, którego znaczenie nie pasuje do fotografowanego przedmiotu, stwarzam fałszywy desygnat.
Wykorzystałeś cytaty z Wittgensteina, McLuhana i Dróżdża. Pierwszy z nich okazał się istotny dla rozwoju sztuki konceptualnej, drugi trafnie określenia refleksje medialne, trzeci dotyka istoty sztuki słowa – poezji konkretnej. Dwa pierwsze są uniwersalne, ten ze Stanisława Dróżdża niby też, ale wywiedziony jest z twórczości funkcjonującej jedynie w języku polskim i właściwie nieprzekładalnej, zatem lokalnej. Skąd taki właśnie wybór?
Pierwszym, jakże oczywistym cytatem, o jakim pomyślałem, był „The Medium is the message” Marshalla McLuhana. Użycie tego obiektywu do naświetlenia fotografii jest już samo w sobie odpowiedzią.
Później zwróciłem się bardziej w stronę znaczenia, jakie niosą za sobą konkretne słowa, i dlatego też po pochyleniu się nad „Dociekaniami filozoficznymi” Ludwiga Wittgensteina powstała praca „Die Bedeutung eines Wortes ist sein Gebrauch in der Sprache” (Znaczeniem słowa jest jego zastosowanie w języku). Natomiast jeżeli chodzi o Dróżdża, jest to z jednej strony hołd złożony twórcy, który najbardziej i najtrwalej zapisał się w historii polskiego tekstu wizualnego, z drugiej zaś jest to też kolejna gra z pogranicza logiki i semantyki, która idealnie pasuje do całego cyklu „Desygnaty”. Do mojej gry pomiędzy słowem a obrazem.

Tomasz Dobiszewski (ur. w 1977) w 2005 roku ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu w Pracowni Fotografii Intermedialnej pod kierunkiem Krzysztofa J. Baranowskiego i Stefana Wojneckiego.
Formułuje artystyczną wypowiedź, posługując się fotografią, wideo i multimedialnymi instalacjami. Obszar jego eksploracji stanowią czas i przestrzeń, ograniczenia percepcji, iluzja oraz zagadnienia interakcji. W pracach, które są dowodami procesów oswajania mediów, nie poprzestaje na czysto konceptualnych strategiach poznawczych, lecz wzbogaca dyskurs o elementy pozaintelektualne (wrażenia zmysłowe i poznanie intuicyjne). Łączy ze sobą komunikaty czytelne dla różnych zmysłów człowieka, a eksperymentując z fizjologią widzenia czy słyszenia, z jednej strony dąży do pełniejszego i całościowego przekazu, z drugiej zaś, jakby złośliwie czy może ironicznie, pozbawia widza możliwości poznania istoty dzieła.

Praca zrealizowana w ramach projektu Będzie się Dzieło! Rozbudowa kolekcji Bunkra Sztuki.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

czwartek, 26 grudnia 2013

Konrad Smoleński HOW TO MAKE A BOMB

Dla tych, którzy nie byli na audioperformensie Konrada Smoleńskiego i nie zdołali zobaczyć jak wygląda przygotowany przez niego obiekt zamieszczamy dodatkow zdjęcia pracy i nieco więcej materiałów tekstowych na jej temat. 





How to make a boom out of batterieshow to make a match box bomb: 6 steps, a na koniec how to make a smoke bomb, i wiele innych przepisów na typową lub dla wybranych bardziej wysublimowaną bombę. A jak jest z bombą dźwiękową? Sprawdźmy. Jest sonicloudsilentquietnoise bomb. Do wyboru, do koloru. Czyli mamy ciągle do czynienia z czymś w kulturze 2.0 dosyć oswojonym. Jest wielu fascynatów i fascynatek (chociaż zwykle przeważają nastoletni chłopcy chcący sprzedać swoją pasję poprzez filmy instruktażowe zamieszczane na YT) zakręconych na punkcie bomb domowej roboty, którzy przy użyciu butelki z wodą, sody i octu wywołują niezastąpione (lub dla innych dosyć naiwne) efekty dźwiękowe. Internet pęka w szwach od produkcji tego typu. A wszystkie one są podszyte zauroczeniem kulturą wojenną, militariami, pociskami, partyzantką i rebelią ociekającymi męskim pragnieniem niszczenia.
Wątek drażniącego dźwięku wywołanego działaniami destrukcyjnymi jest jest w kulturze mitologizowany, uwznioślany, przypisywany prawdziwym bohaterom, a jednocześnie dźwięk ten jest ujarzmiany, ale też ekskluzywny, zastrzeżony dla określonych sytuacji (przypomina nam o tym chociażby projekt Katarzyny Kozyry Kara i zbrodnia[instalacja wideo z 2002 roku], który wpędził artystkę w niemałe tarapaty – eksplozje w miejscu publicznym, bez kontroli wojska są bowiem zakazane). To z kolei skłania do myślenia o fenomenie poskramiania tego typu dźwięków i efektów fizycznych wynikających z wybuchu, a także o ujarzmianiu samego dźwięku, nadawaniu mu sztywnych ram, zasad, a więc szczególnego języka wyćwiczonego w kulturze odbierającego mu naturalną swawolę i „niekulturalną” moc.
Realizacja Konrada Smoleńskiego How to make a bomb może przypominać zabawę nastoletnich pasjonatów własnoręcznie wykonanych bomb, choć nią nie jest: jest instrukcja, jest bomba, jest charakterystyczny dźwięk, a na koniec fascynacja brzmieniem niemającym nic wspólnego z opanowanym i ustrukturyzowanym dźwiękiem romantycznych koneserów. Triumfuje hałas – prawie jak u futurystów, ale o innym przeznaczeniu. Miasto jako idea nowoczesności przestało już tak fascynować, a współczesna kultura oparta do tej pory głównie na wizualności potrzebuje uruchomienia nowych zmysłów, by móc ponownie odzyskać utraconą świeżość. Epoki racjonalne wolały malarstwo, a romantyczne skłonne były czerpać inspirację ze sztuk wymagających uruchomienia wyobraźni. Jaką epoką jesteśmy teraz? Prawdopodobnie epoką przesytu i domowych instrukcji. Jeśli wziąć to pod uwagę, arogancja Konrada Smoleńskiego (zob. Karol Sienkiewicz, Wenecja 2013 (1): Wszystko, zawsze, nigdy więcej, 109/2013, www.dwutygodnik.com) jest jak najbardziej na miejscu, wskazując i uwypuklając skłonność naszej megalomańskiej kultury do ciągłego ulepszania i udowadniania swojej niezwykłości.
Wróćmy jednak do projektu, który artysta zrealizował na zaproszenie Bunkra Sztuki, czyli zbioru działań pod jednym tytułem How to make a bomb (2013), profesjonalnie opracowanej instrukcji wykonania „barytonowego, czterostrunowego stereofonicznego instrumentu w kształcie pocisku” (w postaci audioperformansu Smoleński/Rychlicki [21 grudnia 2013, Galeria Bunkier Sztuki], książki artystycznej udostępnionej publiczności w celu domowego przetestowania skuteczności zastosowanych metod wykonania instrumentu grającego) oraz przykładowego home-made instrumentu, wydającego dźwięki wbrew logice przedmiotu, z którego jest wykonany (książka, na której artysta zagra podczas audioperformansu w Krakowie). Do tej pory (zarówno w przypadku koncertów BNNT, jak i indywidualnej pracy Smoleńskiego) mieliśmy do czynienia raczej z efektami jego warsztatowej pracy. Jednak jak wskazuje artysta, jego działalność jest formalnie nieograniczona, dlatego obok performansów, wideo, rzeźb, wieloelementowych instalacji dźwiękowych mamy do czynienia także z jednym z pierwszych w biografii Konrada artbooków. Artysta dzięki opracowanym materiałom wizualnym i tekstowym zdradzi nam tajemnicę, ten magiczny szyfr, jak domowymi metodami wykonać bombę. Instrukcja wykonania znajdzie się w Kolekcji Bunkra Sztuki. Będzie to jeden z czterech egzemplarzy, z którymi artysta zjechał pół świata (Paryż, Nowy Jork, Berlin, Genk, Londyn, Kraków, Wrocław, Katowice, Poznań, Białystok), udowadniając, że dźwięk można wytworzyć samemu, a przy tym może on stać się czymś ponadludzkim, zależnym od nas, wykreowanym, lecz przechytrzającym nas na każdym kroku.

Konrad Smoleński (ur. 1977), artysta wizualny, muzyk. W swojej twórczości najczęściej posługuje się wideo, instalacją i performansem. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, gdzie studiował w pracowni Audiosfery pod przewodnictwem Leszka Knaflewskiego. Jego sztukę charakteryzuje mocne uderzenie, osiągane często za pomocą eksperymentów audiowizualnych. Członek grupy artystycznej Penerstwo, zespołów Mama, Kristen, KOT, Sixa, BNNT, animator sceny PINKPUNK. Autor i uczestnik wystaw i wydarzeń takich jak m.in.: Performa 13, Nowy Jork (2013), To Draw, Anna Nova Gallery, Petersburg (2013), British British, Polish Polish, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa (2013), Twisted Entities, Museum Morsbroich, Leverkusen (2013), HOOLS, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa (2012), The End of Radio, Pinchuk Art Center, Kijów (2012), Was ist ist ..!!, Manifesta 9, Genk (2012), Bel Etage, In the shadow of the sun, Berlin (2012), SCONTRUM Ewolucje, Muzeum Rzeźby, Warszawa (2012),Intense Proximity, La Triennale Paris, Palais de Tokyo, Paryż (2012), Szanuj papier, Piktogram / BLA, Warszawa (2012), Nie wiedzą dlaczego, ale robią to, waterside contemporary, Londyn (2011), River, Elephant Art Space, Los Angeles (2011), Podróż dookoła czaszki, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa (2010). W 2013 roku reprezentował Polskę na 55. Biennale Sztuki w Wenecji projektem Everything was forever until it was no more. Laureat pierwszej nagrody w konkursie Spojrzenia 2011 – Nagroda Fundacji Deutsche Bank dla najciekawszych młodych polskich artystów. Stypendysta 18th St. Art Center, Santa Monica / Los Angeles (2011) oraz Stypendium Wyszehradzkiego w Pradze (2009). Mieszka i pracuje w Bernie (Szwajcaria).

Zakup prac do Kolekcji Bunkra jest realizowany w ramach zadania Będzie się Dzieło! Rozbudowa Kolekcji Bunkra Sztuki. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Konrad Smoleński HOW TO MAKE A BOMB. Audioperformans

Co to był za wieczór! Za nami premiera pracy Konrada Smoleńskiego How to Make a Bomb (obiekt - książka artystyczna) i towarzyszący jej audioperformans w wykonaniu Konrada Smoleńskiego i Łukasza Rychlickiego. Poniżej kilka zdjęć z tego wydarzenia.








Fot. Studio FILMLOVE

Praca zrealizowana w ramach projektu Będzie się Dzieło! Rozbudowa kolekcji Bunkra Sztuki.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

sobota, 21 grudnia 2013

Tomasz Dobiszewski DESYGNATY

Za nami przedostatnia premiera nowych nabytków do Kolekcji Bunkra. Instalację fotograficzną Desygnaty Tomasza Dobiszewskiego można oglądać w Bunkrze do 27 grudnia. A w styczniu 2014 zapraszamy na wystawę monograficzną artysty!










Fot. Studio FILMLOVE

Zakup prac do Kolekcji Bunkra jest realizowany w ramach zadania Będzie się Dzieło! Rozbudowa Kolekcji Bunkra Sztuki. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.